M. – monodram Anny Biernackiej

aula. 1.43
Wydział Filologiczny Uniwersytetu  Gdańskiego
ul. Wita Stwosza 55

WSTĘP
wejściówka studencka 5 zł
wejściówka normalna 10zł

Monodram w wykonaniu Anny Biernackiej M.
Na podstawie prozy Marty Dzido Małż
Reż. Karol Rębisz, Muzyka Maciej Połyńko,
Wizualizacje Nordyk.

Monodram to niespełna godzinna refleksja nad różnymi obliczami kobiety. Bohaterka to młoda kobieta targana wątpliwościami o różnym charakterze. Przede wszystkim czuje sie odrzucona i niekochana przez swojego mężczyznę-pracoholika, który poświęca, jak sama gorzko stwierdza „23 godziny na pracę a jedna godzinę na Nią”.
Dostaje się także najbliższej rodzinie która jest nieprzyjazna i napastliwie naciska, by robiła karierę, rodziła dzieci i była kimś, kim nigdy się nie czuła i kim nie ma ochoty być. Bezpardonowa krytyka nie omija także pracodawców, którzy każą jej przekwalifikowywać się kilkanaście razy, znać 50 języków i być zawsze elegancka, niewzruszona kobietą-posagiem, przebraną w szarą garsonkę i firmowy uśmiech. Ona jednak nie chce na siłę wpasowywać się w schematy i kanony, tłumiąc tym samym resztki indywidualności. Czuje, ze nie pasuje i ze nikt jej nie rozumie. Chce po prostu pozostać sobą. Nie lubi swojego ciała, które przegrywa z ideałami lansowanymi na kolorowych okładkach ociekających Photoshopem. Czuje się brzydka i ni pociągąjąca, mimo to naiwnie łaknie, by ktoś właśnie taką ją zaakceptował i pokochał, nie zmieniając na siłę. Czuję się źle ze swoją niespokojną natura, która utrudnia jej wtopienie się w jednorodny tłum takich samych postaci-marionetek.
Miota się między szaleństwem, euforią, niespełnieniem i depresją. Chce marzyć, czuć,
być sobą, tylko nie wie jak tego dokonać i jak wyrazić.
Forma spektaklu może być dla niektórych szokiem, niemiła bądź przyjemna niespodzianką scenografii właściwie nie ma-jest tylko widownia, słabe światło padające głównie na postać artystki oraz pojawiająca się co jakiś czas oszczędna muzyka, budująca nastrój. Autorka ma z widzami bardzo osobisty kontakt, pochłania całą uwagę jednak nie oszczędza widza. Wyrzuca z siebie stwierdzenia na temat swojego życia z prędkością karabinu maszynowego, wplatając w to kanony poezji szkolnej (i sprawdzając przy tym wiedzę nie spodziewających się niczego odbiorców!), wulgaryzmy, slang młodzieżowy i puste slogany popularnych reklam. Nie ma litości ani dla businesswoman żyjących „targetem i pracą” ani dla „słodkich idiotek” robiących wszystko dla swoich facetów. Siebie także nie oszczędza („mam zasikany mózg” wykrzyczane do widzów ),czuje żal, że nie może być taka jak inni tego chcą a jednocześnie broni swojej niezależności. Widzimy ją jako wyzwoloną kobietę pragnącą zaspokojenia w przypadkowym seksie, by w następnej scenie ujrzeć ją skuloną na podłodze i łkającą jak mała dziewczynka, która zgubiła drogę do domu.
Biernacka pokazuje, jak różna może być kobieca natura, ironicznie komentując tę przypadłość jako podporządkowana zjawisku ”przed, po i w trakcie”.
Porusza także istotna kwestie tego jak zmieniła się rola kobiety w ciągu ostatniego stulecia- jest matka, żona, pracownikiem itd. Czasami ciężko jest dźwigać na barkach tak wiele ról jednocześnie, nie popadając przy tym w obłęd i nie tracąc gruntu pod nogami. A także tego, jak zmienna potrafi być natura kobiety.